Plecy Krzysia (02.08.2010)
Podmuch z labiryntu, jak z gardzieli smoka!
Buchającego ogniem w mrocznej ciemności.
Wyrzucił go z tajemną pomocą niewidzialnej ręki
Anioła stróża,
który wskazał drogę ucieczki.
Nagie obolałe ciało leżące wśród dymiących skrawków gałganów zrywanych naprędce z siebie.
Otwartymi drzwiami stalowej futryny walącego się muru
wydobyły resztki cuchnącego dymu,
chcącego odebrać życie.
Warkot stalowej ważki i jej moc uniosły
go, ponad górami lecąc w nieznane
ku przyszłości, lot trwający wieczność był przesiąknięty bólem istnienia i pełen pytań.
Jak to wszystko możliwe i dlaczego?
Krwisto czerwony zachód słońca, pogłębiony
fioletem wybroczyn, z poświatą lekkiego różu
jak
pręgi odbiły się namacalnie na plecach
współczesnego Chrystusa umęczonego i napiętnowanego.
Nieszczęściem, jakie go spotkało w wędrówce
po padole łez, na planecie żywiołów
gdzie ogień i
woda, ziemia i powietrze przenikają się, jak para kochanków rozdająca uczucie.